Andrzej Gulbicki
Andrzej – sportowiec-rekordzista; drużyny piłki ręcznej, które trenował, zdobyły 9 pucharów Luksemburga i sześciokrotnie mistrzostwo tego kraju. Zawodowo związany z branżą budowlaną.
Urodził się w 1962 r. w Ornecie – pięknej miejscowości na Warmii, gdzieś pomiędzy Olsztynem a Elblągiem. Swoją żonę, Danutę, poznał jeszcze... w piaskownicy jako kilkulatek, ale dopiero mając 16 lat, na szkolnej dyskotece, przedstawił jej swoje wobec niej plany, jak się okazało... na całe życie. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Był rok 1981, moment, w którym Polacy po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej poczuli wiatr wolności. Andrzej uczęszczał do szkoły mistrzostwa sportowego w Elblągu i już wtedy jego drugą – po Danucie – miłością była piłka ręczna. W tym czasie pojawiła się kolejna pasja – gra na gitarze, którą realizował w zespole bluesowym, założonym w szkole wraz z kolegami z internatu. I tu rozpoczyna się historia jakby żywcem wycięta z filmu „Wszystko, co kocham” Jacka Borcucha. Młodzi chłopcy, zachłyśnięci wolnością, chcą grać muzykę, którą najbardziej kochają, kiedy na drodze staje 13 grudnia i wszystko z dnia na dzień okazuje się być bardzo trudne. Mimo to zespół gra dalej, osiągając nawet pewne sukcesy, których zwieńczeniem jest występ na koncercie laureatów przeglądów zespołów amatorskich w Elblągu. Jak to jednak najczęściej bywa, karierę szkolnego zespołu definitywnie przerywają wyjazdy jego członków w różne strony Polski na studia.
Andrzej w tym czasie intensywnie rozwija swoją karierę sportową i zaraz po maturze rozpoczyna pracę jako zawodnik w drużynie piłki ręcznej w Elblągu, by niewiele później otrzymać propozycję przejścia do pierwszoligowego zespołu z Płocka. I tak – już wspólnie z Danutą – przeprowadzają się do swojego pierwszego mieszkania w Płocku. Tam rodzą się ich dzieci, Michał i Aleksandra, i tam też otrzymuje Andrzej pierwszą propozycję kontraktu zagranicznego w Szwajcarii. Dobra praca zagranicą była na początku lat 90. z pewnością marzeniem każdego Polaka, jednak wkrótce okazuje się, że Szwajcaria dla Andrzeja nie będzie rajem na Ziemi. Przede wszystkim dlatego, iż jego legalny pobyt tamże nie uprawniał go do zabrania ze sobą rodziny z Polski – a więc nie tylko żony, ale i dwójki małych dzieci (2 i 4 lata). Poza tym na drodze do dalszego rozwoju kariery w Szwajcarii stały lokalne przepisy, jak choćby ten, iż w danej drużynie grać może jedynie 1 obcokrajowiec. Te i inne obostrzenia, które czyniły z „ziemi obiecanej” miejsce hermetycznie zamknięte, wręcz nieprzyjazne, spowodowały, iż Andrzej poważnie rozważał zakończenie kontraktu i powrót do kraju. I tu przydarzył się kolejny niezwykły zbieg okoliczności; znajomy z Luksemburga zaprosił Andrzeja w odwiedziny, a kiedy ten przyjechał, zaproponował mu niezobowiązujący udział w sparringu z lokalną drużyną.
Luksemburczycy byli oczarowani stylem gry Andrzeja, jego skutecznością na boisku i profesjonalizmem. Szybko okazało się, że nie tylko nie mają nic przeciwko sprowadzeniu przez niego całej rodziny, ale gotowi są pojechać do Polski, by przekonać Danutę do pomysłu kontynuacji kariery zawodowej męża w kraju nad Mozelą. Pojechali, przekonali i w ten sposób w 1991 r. państwo Gulbiccy znaleźli się w Luksemburgu, zaś Andrzej rozpoczął pracę jako zawodnik w drużynie piłki ręcznej w Esch-sur-Alzette. Dalej wszystko potoczyło się szybko, wręcz brawurowo. Andrzej, pnąc się po szczeblach kariery zawodnika, po dwóch latach gry w Eschu przeszedł do Standardu Luksemburg (klub na Bonnevoie), z którym to zespołem poszybował do I ligi, by ostatecznie uplasować się tam na drugim miejscu. Sponsorem tego klubu była niemiecka firma budowlana, Hochtief, co miało niebagatelny wpływ na przyszłą karierę zawodową Andrzeja. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Ze Standardu po kolejnych 3 latach przeszedł Andrzej Gulbicki do klubu w Schifflange, by tam zakończyć karierę zawodnika i rozpocząć pracę jako trener. Trzeba tu bowiem powiedzieć, iż jeszcze w Polsce zdobył on uprawnienia trenerskie na AWF w Gdańsku, które rozszerzył o dyplom studium trenerskiego w Dortmundzie, kształcącego pierwszoligowych trenerów Bundesligi. Na zajęciach tamże poznał wielu sportowców stanowiących elitę sportu niemieckiego i nie tylko. Z wieloma z nich do dziś pozostaje w serdecznym kontakcie.
Zdobyte kwalifikacje pozwoliły Andrzejowi rozpocząć pracę trenerską w tym samym klubie, w którym zakończył swoją karierę jako zawodnik. W Schifflange opiekował się drużyną juniorów, a zaraz po otrzymaniu dyplomu trenerskiego studium w Dortmundzie otrzymał propozycję trenowania kadry narodowej juniorów, którą prowadził przez kolejne 2 lata. Następnie, w styczniu 2002 r., otrzymał propozycję przejścia do drużyny z Berchem, co było dla niego, jako młodego trenera, szczególnym wyróżnieniem, gdyż drużyna ta miała już wówczas renomę dwukrotnego mistrza Luksemburga. W klubie Berchem pracował przez 6 lat, zdobywając z tą drużyną 2 tytuły mistrza i 3 puchary Luksemburga. Jego następnym klubem było Bascharage, a wraz z nim kolejny puchar Luksemburga, a po trzech latach pracy propozycja kontraktu zagranicznego, a konkretnie prowadzenia drużyny z Saarlouis, z którą awansował do 2 Bundesligi. I tu kolejne 3 lata jego intensywnej pracy trenerskiej przyniosły sukces, bowiem Saarlouis pod wodzą Andrzeja utrzymała się, a następnie na dobre zadomowiła się w drugiej lidze. Pasmo sukcesów w pracy trenerskiej w Niemczech okazało się być jednak niewystarczającą rekompensatą za trudy dojazdów na treningi (przez cały ten czas Andrzej z rodziną mieszkał w Luksemburgu), licznych wyjazdów na zgrupowania, sparringi, mecze ligowe, dlatego też po 3 latach wobec propozycji przejścia na pełen etat w lidze niemieckiej Andrzej... odmówił i wrócił na boisko luksemburskie, gdzie kontynuował swoją karierę sportową, zdobywając puchar Luksemburga z drużyną z Dudelange. Kolejne kluby to HC Berchem (Puchar Luksemburga) i Handball Esch, gdzie zakończył trenerską karierę zdobyciem 3 tytułów mistrza kraju i 2 pucharów Luksemburga.
Sumarycznie w swojej luksemburskiej karierze trenerskiej Andrzej Gulbicki zdobył 6 tytułów mistrza i 9 pucharów Luksemburga, a prowadzone przez niego drużyny piętnastokrotnie dostały się do finałów rozgrywek ligowych i jest to rekord na skalę kraju, gdyż nikt inny wcześniej nie zdobył w Luksemburgu w piłce ręcznej tylu tytułów.
Okazuje się jednak, że w Luksemburgu ze sportu nie da się utrzymać. Nawet jeśli się jest zawodowcem i nawet jeśli się jest trenerem. Dlatego od samego początku równolegle do ścieżki sportowej rozwijała się zupełnie inna kariera zawodowa Andrzeja. I tak – na samym początku, a więc w zamierzchłych latach 90., pracował on w Villeroi&Boch „na taśmie”, na dwie zmiany przy produkcji filiżanek. Jego ambicje były jednak większe i tu pojawił się wspominany wyżej Hochtief. Firma, która była głównym sponsorem jednej z drużyn, gdzie grał Andrzej, skierowała go na dwuletnie studia specjalistyczne w Norymberdze. „Immobilienfachmann”, bo tak nazywał się kierunek, który ukończył Andrzej, kompleksowo przygotowywał do pracy na rynku nieruchomości. Kształcił fachowca, który znał się na projektowaniu z jednej strony, a z drugiej przygotowany był do nadzoru budowlanego oraz koordynacji realizacji projektów budowlanych i to od samego początku, a więc od zakupu gruntu, poprzez budowę, aż po sprzedaż gotowej nieruchomości. Dzięki tym studiom Andrzej mógł rozpocząć pracę w Hochtiefie (oczywiście równolegle do rozwijania swojej kariery sportowej). Tam też zresztą udało się znaleźć zatrudnienie jego małżonce, która kilka lat później przeszła do innej branży, związanej bezpośrednio z jej wykształceniem, a mianowicie została nauczycielką w luksemburskim maison relais.
Wraz z Hochtiefem Andrzej Gulbicki budował Centrum Handlowe „Auchan” oraz kompleks sportowy „Coque” na Kirchbergu. Po 20 latach, kiedy Hochtief zamykał swoje biuro w Luksemburgu, ówczesny dyrektor luksemburskiej filii tej niemieckiej firmy postanowił otworzyć własną działalność pod nazwą Residence Concept, proponując współpracę dziewięciu inżynierom z rozwiązanego właśnie Hochtiefa. Andrzej znalazł się w tej ekipie specjalistów i ludzi doświadczonych w branży budowlanej i w ten sposób na kolejne lata jego kariera zawodowa przybrała bardzo określony kierunek.
Dziś, po 30 latach przepracowanych w branży budowlanej i co najmniej tylu na boisku, Andrzej odchodzi na zasłużoną emeryturę. Na półkach dumnie prężą się liczne puchary i medale, a do łask wraca ukochany instrument Andrzeja – gitara akustyczna. Mimo iż swoją zawodową karierę sportową zakończył Andrzej definitywnie i spektakularnie, usiadłszy na boisku po tym, jak ostatnia prowadzona przez niego drużyna zdobyła puchar, zdjąwszy buty i wyrzekłszy sakramentalne „dziękuję piłko ręczna”, nie zrezygnował on ze sportu! Od lat z żoną każde wakacje spędzali na nartach we włoskich Dolomitach. I tę tradycję mają zamiar nadal podtrzymywać. Uwielbiają też wspólne wędrówki, robiąc nawet po 20 km dziennie. Planują zresztą właśnie swoją „wielką wędrówkę”, a mianowicie pielgrzymkę drogą św. Jakuba oraz św. Franciszka, jako podziękowanie za całe ich życie, będące bez wątpienia pasmem sukcesów.
Ich dzieci poszły w ich ślady – syn Michał ukończył szkołę sportową już tu w Luksemburgu. Przez długie lata grał w reprezentacji Luksemburga, oczywiście w drużynie piłki ręcznej. Nb. przez wiele sezonów pod czujnym okiem trenera – swojego ojca. Po sukcesach w drużynie z Berchem, wyjechał na studia do Szwajcarii, gdzie grał w I lidze, zaś po powrocie do Luksemburga wrócił do kadry narodowej, z którą rozegrał co najmniej 50 spotkań do momentu, kiedy zdecydował o zakończeniu swojej kariery jako zawodnik. Obecnie jest nauczycielem w liceum sportowym w Cents w Luksemburgu.
Córka Aleksandra skończyła historię sztuki i germanistykę na uniwersytecie w Heidelbergu i przez 6 lat pełniła funkcję dyrektora Musée des mines w Rumelange. Kiedy urodziła dziecko zrezygnowała z tej pracy i obecnie jest nauczycielką w szkole.
Cała rodzina Gulbickich jest silnie związana z Luksemburgiem. Córka wyszła za Luksemburczyka; syn ożenił się z Luksemburką. Andrzej swoje uczucia związał z Polką, ale niemal całe swoje życie zawodowe pracował tu z Luksemburczykami. W drużynach, które trenował, grali oczywiście przede wszystkim Luksemburczycy, ale nie brakowało też Polaków; zawsze starał się ściągać najlepszych zawodników z Polski do tutejszych drużyn. Gulbiccy udzielają się także w życiu codziennym Polonii; można ich spotkać na imprezach polonijnych, koncertach polskich zespołów i wydarzeniach związanych z Polską. Danuta aktywnie uczestniczy w działaniach stowarzyszenia Polek w Luksemburgu (polki.lu). Ale w sporcie kibicują Luksemburczykom. Bo, jak mówi Andrzej Gulbicki: „Mój syn przez kawał swojego życia grał w reprezentacji Luksemburga. Długie lata go trenowałem. Poza tym kibicuję Luksemburgowi, kiedy gra z Polską, bo... wiem, że nie ma wielkich szans”.